"Umarła
klasa" Tadeusza Kantora w teatrze Cricot 2 - największe przeżycie teatralne. Widziałem po raz pierwszy w
Krzysztoforach w niedzielę końcem stycznia 1976. Spektakl zaczynał się o 22:30,
zaraz po "Dziadach" Swinarskiego w Starym. Teraz niemożliwy jest taki
teatralny wieczór: "Dziady", a zaraz potem "Umarła klasa",
bo taki teatr w Krakowie zdechł. Dostanie biletów na Kantora graniczyło z cudem
- my czekaliśmy od rana w kawiarni Krzysztofory (posilając się albańskim
koniakiem), aż w końcu koło południa pojawiła się starsza pani z kilkoma
biletami po zawrotnej jak na owe czasy cenie 80 zł (bilety na
"Dziady" - też drogie - kosztowały 50 zł). Na owe bilety rzuciła się
cała młodzieżowa zawartość Krzysztoforów - nam się udało kupić. Na spektaklu
obecny był Wajda, który przygotowywał się do (świetnej zresztą) ekranizacji
tego spektaklu. Potem, w poniedziałek, poszliśmy koło południa do
Krzysztoforów; tam okrągły stół z napisem "Rezerwacja Teatr Cricot
2", koło południa zaczął się zapełniać: Kantor, Gostomski, Bednarczyk,
Rychllicki, Lila Krasicka...Raczyli się kawą i tym samym albańskim koniakiem,
co my poprzedniego dnia - patrzyliśmy na nich jak na bogów sztuki. Bo chyba
rzeczywiście nimi byli. Potem widziałem niezliczoną ilość razy, w różnych
wersjach, aż po ostatni spektakl, w grudniu 1991, w Krzysztoforach - już bez
Kantora.
Obejrzenie tego spektaklu wpłynęło na moje życie, jako że - będąc wtedy przed maturą - zdecydowałem się na pójście na teatrologię i reżyserią teatralną. Czego teraz trochę - z przyczyn finansowo-bytowych - żałuję.
Obejrzenie tego spektaklu wpłynęło na moje życie, jako że - będąc wtedy przed maturą - zdecydowałem się na pójście na teatrologię i reżyserią teatralną. Czego teraz trochę - z przyczyn finansowo-bytowych - żałuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz