czwartek, 6 sierpnia 2015

MAGICZNA MEGANARRACJA OKRZYKNIĘTA KULTOWYM SŁODZIAKIEM- TAK NAPRAWDĘ TAK MAM

Słowa i zwroty, których kulturalny człowiek nie używa, używa z sensem albo przynajmniej nie nadużywa (chyba, że chce być tępakiem myślącym i mówiącym odbitym głosem ogółu):

magiczny, kultowy, ikona, rusza, narracja, tak naprawdę, dyskurs, podpytać, browarnik, cieszynka, mega, wpisywać się (w coś), każdy jest, wszyscy są, zakręcony, okrzyknąć, słodziak, witam, tak ma, tak?

wtorek, 4 sierpnia 2015

JESZCZE JEDNA PRZYGODA W BUSIKU

Połączenie między stolicą województwa, a jednym z istotniejszych miast powiatowych zmonopolizowała jedna firma. Kiedyś były pekaesy i jakieś inne firmy, ale to wszystko upadło i monopol ma jedna firma - busiki na 14 osób, wpycha się zwykle około trzydziestu, połowa siedzi, a druga połowa albo stoi albo wisi na tych, co stoją. Jest też kilka połączeń kolejowych (z przesiadką), ale dystans 80 km pokonują w czasie dwóch i pół - trzech godzin. No to co robić: pozostaje monopolista - czyli trzeszczenie kości w wyładowanym busie, kierowcy gadający przez komórkę, przekraczający dozwoloną prędkość i wyprzedzający na przejściu dla pieszych.
Ale o jednej, wyjątkowej przygodzie chcę opowiedzieć. Wsiadam do takiego busika, a kierowca - jak zwykle - ledwo wystartował, już łaps! za komórkę i zaczyna gadać. No to ja do niego, że nie wolno. On coś tam odburknął i dalej gada. No to tym razem ja łaps za smartfona! i zaczynam nagrywać tego mistrza kierownicy. Ale on to zauważył, odłożył komórkę i pyta: "Pan mnie nagrywa?". "Tak". On zatrzymuje pojazd i tonem prokuratora generalnego zwraca się do pasażerów: "Proszę państwa, będzie przerwa w podróży, musimy pojechać na policję, gdyż jeden z pasażerów - tu wskazuje na mnie - dokonał przestępstwa". "Na czym polega owo przestępstwo?" - pytam zaciekawiony. "Na nielegalnym nagrywaniu mojego wizerunku" - obwieścił kierowca. A w busiku grobowa cisza.
No nic - jedziemy dalej, mijamy jeden posterunek policji, potem drugi, a on się nie zatrzymuje. "Jedziemy na tę policję ? - zaczynam się niecierpliwić. "W ...ynie się, kurwa, policzymy - padła odpowiedź ze strony kierującego pojazdem.

W końcu dojechaliśmy, pasażerowie wysiedli, ja też chcę, a ów kierowca zastępuje mi drogę i mówi: "Pan nie wysiądzie, tylko pojedzie ze mną na policję". Oczyma wyobraźni widząc ustronne miejsce, gdzie ów typek mnie wywiezie, gdzie czekać na mnie będzie kilku jego kolesi z baseballami w rękach dzierżę w kieszeni moją komórkę zaczepno-obronną i mówię do niego "Proszę natychmiast mnie wypuścić, bo dzwonię na policję". Wypuścił - rzucając na pożegnanie: "I tak ch.ja mi zrobią!". Rzeczywiście, miał rację, bo nic mi się nie nagrało.

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

O ZADKU CZYLI TYLE


Pyrsk! Hań downiej jeździły u nas pekaesy do Jaworzynki na Trzycatek. A w takim pekaesie byli dwie dźwierza: jedno z przodku,  a drugie u zadka - czyli z tyłu. A przy obu siedział konduktor i bilety sprzedawał albo sprawdzał.

Raz jedzie taki autobus, zatrzymuje się na Gojach i wsiada do niego od przodka jakasikej paniczka z jakąsikej beskurcyją na plecach. Konduktor zagląda, a ta beskurcyja to była koza. I mówi tej paniczce, że z kozą na plecach jej nie wpuści. No to ona leci do tylnich drźwierzy  i wrzeszczy: "Panoczku, weźcie mnie od zadka, bo od przodka nie chcieli!"

No, ale potem to już ino jeden konduktor był w takim pekaesie. Kiedysikej zaczyna sprzedawać i sprawdzać te bilety od przodka, a narodu napchało się moc, więc on wrzeszczy do tych, co byli w tyle pekaesu: "Czy wszyscy mają bilety w zadku?" "Ni, w rękach" - padła odpowiedź.


(Stare kawały mową cieszyńską do publicznej wiadomości podało dziecko-piernik znad Przykopy).

O PODRÓŻACH AUTOBUSAMI I BUSAMI

Poranek na dworcu autobusowym w Krakowie. Autobus jednej z prywatnych firm przewozowych ma inne numery rejestracyjne naklejone na szybie, a inne na tablicy rejestracyjnej. Policja, Straż Ochrony Kolei, sprawdzają, a pasażerowie siedzą w busie czekając nie wiadomo na co, bo i tak ten autobus nie odjedzie.  
Wsiadam w autobus innej firmy. Jedziemy, ledwo wjechaliśmy na autostradę, kierowca łapie za telefon komórkowy i dalej opowiadać i gadać, tak żeby pół autobusu słyszało. Oczywiście, nie przerywając prowadzenia autobusu z około 50 pasażerami w środku. No to zwróciłem mu uwagę, że nie wolno, na co on zareagował gestem znanym jako "spieprzaj, dziadu" i gadał sobie dalej.  Zjeżdżając z drogi szybkiego ruchu, przy wjeździe do miasta docelowego o mało co nie straumatyzował samochodu osobowego, który zauważył w ostatniej chwili. Ale jak miał zauważyć wcześniej, skoro rozmawiał przez telefon komórkowy.
W końcu żywy dojechałem jakoś do końca, wysiadłem na obskurnym placu, skręcając nogę w jakiejś dziurze, jako, że w tym mieście zburzyli kilka lat temu  świeżo wyremontowany dworzec autobusowy. Nie terroryści go zburzyli, tylko władze miasta albo powiatu. Po nic zresztą go zburzyli, bo pozostał tylko zarastający jakimś zielskiem plac.
Wysiadam - a tu afera. Otóż pasażerowie czekający na autobus powrotnej relacji (innej firmy) dowiedzieli się, że nie pojadą. Zasięgam języka i co się okazało - kierowca autobusu, który miał wracać z powrotem, jadąc z Krakowa, także sobie gwarzył przez komórkę podczas jazdy.  Ale natrafił na pasażera, który zadzwonił na policję, ta zatrzymała autobus i przy okazji sprawdziła stan trzeźwości kierowcy. Wynik - 0,6 promila alkoholu we krwi.
Działo się to na linii, na której dziennie odbywa się 35 kursów realizowanych przez trzy firmy przewozowe.  A więc tzw. potencjał przewozowy jest - i to spory. Autobusy i busy jeżdżą pełne. Prawie dokładnie wzdłuż drogi przebiega linia kolejowa - albo użytkowana sporadycznie, albo nie użytkowana w ogóle. Jako, że lokalne linie kolejowe zostały zdemolowane. I to nie przez obcego agresora.
Jeździły też pekaesy, w których wyszkoleni kierowcy przez komórki nie rozmawiali. Ale kilka lat temu pod hasłami wolnego rynku pekaesy doprowadzono do upadku.
Jestem zmuszony korzystać z busów i autobusów prowadzonych przez typy spod ciemnej gwiazdy. Nie mam innego wyboru. Zawsze kiedy wsiadam do czegoś takiego przeżywam stres, jako, że widziałem już sporo: kierowców rozmawiających przez komórkę (to prawie zawsze), wyprzedzających na przejściach dla pieszych albo na podwójnej ciągłej, przekraczających prędkość o kilkadziesiąt km na godzinę; a także pojazdy, z których wyciekało paliwo, albo miały niesprawne hamulce - za to były naładowane pasażerami sposobem, który Czesi nazywają "nasardynkowanie". Jednej rzeczy tylko nie widziałem - policji kontrolującej owe pojazdy.