piątek, 10 stycznia 2014

MÓJ CHRZEST




Z tego, co pamiętam, było to tak:

Urodziłem się jako wcześniak, miesiąc przed terminem, obrośnięty, niczym noworodek goryla czarnym i tęgim owłosieniem na całym ciele. Z przyczyn, o których nie będę tu pisał, urodziłem się w Katowicach, a nie w Cieszynie - gdzie mieszkała cała, wieloosobowa rodzina. Ale w kilka dni po urodzeniu jakimś sposobem owego owłosionego noworodka do Cieszyna dostarczono. "Podciep,  przeca to podciep. Zamienili go! - stwierdziła przyszywana babcia Weronika, góralka z Rychwałdu - Albo i diabeł!". Co robić, trzeba go natychmiast było  poddać próbie wody święconej czyli ochrzcić i to nie w kościele parafialnym, tylko w kościele św. Jerzego, bo ten smoka szatańskiego pokonał. Ale chętnych do wejścia do kościoła wraz z tym ciemnowłosym stworzeniem było niewielu, jako, że wiara w moc św. Jerzego była nieco ograniczona. Tylko Mama i Tata, wujek Leszek, a także jako rodzice chrzestni - Janka Wojtyłowa (przesiedziała cztery lata w Auschwitz, więc właściwie nie miała już się czego bać) i wujek Krzysiek (późniejszy profesor fizyki - racjonalista, a takich diabły się nie imają) poszli do wraz z owłosionym noworodkiem do kościoła, gdzie już czekał na nich uzbrojony w kropidło ks. Przewodnik. Reszta pozostała na średniowiecznym zamku, przerobionym przez Austriaków na browar (gdzie wtedy mieszkaliśmy), patrząc z góry na nieodległy kościół. Ale podczas chrztu ani piorun w wieżę kościoła nie walnął,ani siarką nie zaśmierdziało, ani też jęki potępieńcze się nie wydobyły. Tak więc mój dziadek, syn Karola Wojtyły (dziadkowi Jan było), który przez  całą ceremonię w gabinecie siedział i wódeczkę popijał, ów więc dziadek, na widok wychodzących z kościoła po ceremonii chrztu św., ryknął na cały browar i pół Cieszyna: "Zanieśli poganina, a przynoszą chrześcijanina!". To znaczy mnie.  

Załączony obraz autorstwa Antoniego Boratyńskiego - ilustracja do "Przedziwnych śląskich powiarek" Gustawa Morcinka.

sobota, 4 stycznia 2014

CZASU FIGLIKI ALBO ŻYWOT CZŁOWIEKA POCZCIWEGO




Czasie, tempusie, morderco ty rozpustny! Lecz pogodzić się z Tobą mi potrza. Cóż, zbliżająca się nieuchronnie siedemdziesiątka (to przecie już za piętnaście lat, które jak z bicza trzasną przeminą) wymusza spokojne zmiany trybu życia i tego, do czegom przywykł. A zwykłem dobrze i bogato śniadać. Więc jako pierwsze miasto - jak niegdyś - golonki z chrzanem, jem tylko schabowego z kapustą. Dawnymi czasy do tego dochodziło pół litra gorzałki fikuśnej, ale teraz muszę zadowolić się jeno czterema piwami. Pierwsze pół litra zaczynam dopiero w południe (jako napitego do śniadania wtórego czyli mięty obgryzanej prosto z doniczek wraz z dodatkiem fikusa i geranium). Poczem z wnukami pod lipą usiąść, liści natrząść i kory poobgryzać.  Ograniczyłem palenie - zamiast pięciu paczek fajek tylko trzy. Owsiankę na mleku wylewam z balkonu na sąsiadów karmiących gołębie. Wieczerzam najlżej i najskromniej - kontentując  się jedynie prosięciem z jabłkiem w pysku. Na podkurek półgęski i filet z sandacza na postumencie zdobionym przepiórkami. W nocy obudzić się - i bigosu miskę dobrą podjeść. Sobie wtórnemu w mordę dać.

środa, 1 stycznia 2014

SKRZATEK CIESZYŃSKI

Porządki noworoczne: mój pierwszy tekst, który wygłaszałem ze sceny wprost do widowni pełnej dzieciaków. Nawet w egzemplarzu zaznaczone są przewidywane reakcje ("Boicie się wilka? Nie!!!"). Sztuka nazywała się "O Kasi, co gąski zgubiła", a wystawiona była w teatrze "Skrzatki Cieszyńskie" prowadzonym przez Jana Cieślara. Było to w roku 1970, co zresztą widać w tekście - kowal pracuje, oczywiście, w spółdzielczej kuźni. Po wygłoszeniu tekstu zasuwałem pod lalkową scenkę, gdzie brałem do ręki kukiełkę wilka, obwieszczając gąseczkom, że "halele, gąseczki, halele, będzie z was dla wilka obiadek w niedziele". Scenka, prospekty, światła, część lalek pochodziła z początków XX w. i wykonane była w Wiedniu - tak przynajmniej wynikała z metek i tabliczek firmowych. Zaraz po Nowym Roku "Skrzatki cieszyńskie" rozpoczynały swoje coroczne występy przy pełnych salach Domu Kultury (dziś Cieszyński Ośrodek Kultury "Dom Narodowy"). Był to jeden z najpiękniejszych teatrów świata, po którym - obawiam się - pozostało jedynie wspomnienie i kilka kartek (takich jak załączona) i może kilka zdjęć.