„Duch boga wojny się unosi między nami”
Rozmowa z Wiesławem Hołdysem z Teatru Mumerus
Maria Piękoś-Konopnicka: Jak powstał pomysł na spektakl
„Posiew boga wojny”?
Wiesław Hołdys: Może zacznę od tego,
że w 1984 roku w antykwariacie kupiłem wydaną w latach dwudziestych XX wieku książkę
doktora Emila Wyrobka Z otchłani chorób, nędzy i upadku: opis schorzeń
psychicznych i somatycznych, które zdarzały się przed pierwszą wojną światową,
w jej trakcie i po niej. Doktor Wyrobek opierał się tutaj na własnej obserwacji
klinicznej – był przecież wybitnym lekarzem – ale
także na materiałach prasowych, relacjach i wspomnieniach. Ta książka mnie
zafascynowała, bo uświadomiła mi, że
wojna jest uaktywnieniem choroby psychicznej lub nerwowej społeczeństwa, która rozwija się w sposób
utajony i w pewnym momencie się ujawnia, powodując skutki w postaci chorób
psychicznych i somatycznych, epidemii czy też gwałtownie mnożących się chorób
wenerycznych. Wzrost zachorowań na kiłę i rzeżączkę był widoczny już przed pierwszą
wojną światową, co brało się między innymi stąd, że chodzenie do domów
publicznych było czymś zupełnie naturalnym dla mężczyzn z mieszczańskich domów.
Kiedy w 2020 roku ogłoszono stan pandemii, odczułem, że społeczeństwo zaczęło
żyć w strachu, trochę – jak mi się wydaje –
podobnym do tego z okresu pierwszej wojny. Nie w lęku, którego źródła
nie znamy, a który powoduje głównie paniczną chęć ucieczki, lecz w strachu
właśnie: strach jest ukierunkowany – na przykład przed najeźdźcą bądź wirusem. Wtedy
wróciłem do lektury Wyrobka i zacząłem sobie wyobrażać spektakl. Słuchałem też wtedy
dużo muzyki i trafiłem na I Symfonię
Gustawa Mahlera, w której pojawia się fragment na kształt marszu żałobnego opartego
na motywie z popularnej francuskiej piosenki "Panie Janie, niech pan
wstanie..." okraszony cytatami z muzyki cygańskiej i klezmerskiej: pogrzeb
przechodzący w karnawałowy pochód – i na odwrót.
MPK: Spektakl
porusza m.in. trudny temat wpływu wojny na ludzką psychikę. Czy groteska jest
odpowiednią formą do takiej narracji?
WH: Jak najbardziej. Wie pani, groteska jest odbiciem
świata, tylko w krzywym zwierciadle. Mogę pani odpowiedzieć cytatem. Nikołaj Gogol
napisał dramat Rewizor, który jest groteskowym odbiciem państwa na
przykładzie społeczności małego miasta, a motto do tej komedii jest takie:
“Nie przygaduj zwierciadłu, kiedy masz gębę krzywą” – więc to jest cała odpowiedź.
MPK: W tej
opowieści o wojnie nie ma dzieci z kwiatami, które witają żołnierzy, nie ma
kobiet, żegnających ich powiewającymi na wietrze chustkami…
WH: …
za to są kobiety, które (przepraszam za wyrażenie) spółkują z jeńcami, bo są
spragnione mężczyzn, których już od miesięcy nie widziały; są mężczyźni, którzy
wpadają w obłęd… Liczba zabójstw, jakich dokonano w Krakowie po pierwszej wojnie
i w latach 20., była niewiarygodna, co się zresztą powtórzyło po drugiej wojnie światowej. Żeby
było jeszcze ciekawiej: nie wszystkich winnych osądzono i skazano, ale nie
dlatego, że nie mieliśmy dobrych sądów: kierowano ich do klinik
psychiatrycznych – ludzie ci byli niepoczytalni. Nie tylko ci, którzy brali
udział bezpośrednio w działaniach wojennych, jak żołnierze, ale także ci,
którzy przeżyli pierwszą linię frontu. Proszę sobie wyobrazić, co by się z
panią działo, gdyby mieszkała pani koło Gorlic, gdzie rozegrała się bitwa (bitwa
pod Gorlicami, 2–5 maja 1915
r. – przyp. aut.) –
jedna z większych bitew pierwszej wojny światowej. Do Gorlic wchodzą Rosjanie,
potem Austriacy, a potem Węgrzy. Ciągle
coś burzą, jedni mówią tak, inni inaczej, jedni chcą pieniędzy, inni szukają i
wieszają szpiegów… Od tego można dostać obłędu!
Nie
ma kobiet witających żołnierzy kwiatami – zresztą nie o tym chciałem robić
spektakl. Posiew boga wojny nieustannie się odradza. W książce Wyrobka jest
tekst o człowieku, który gwałci trupy. I to jest autentyczne i się wielokrotnie
powtarzało, i to wiele lat po wojnie. W latach siedemdziesiątych i
osiemdziesiątych XX wieku grasował w Poznaniu
morderca kobiet i nekrofil, który
nie dość, że mordował kobiety, to jeszcze wykopywał z grobów zwłoki kobiet, a
ich narządy płciowe przyszywał do manekinów, z którymi współżył. Dla mnie on też był – choć nie bezpośrednio – ofiarą wojny. Jego ojciec,
więzień Auschwitz, kiedy wrócił z wojny,
był chorym psychicznie alkoholikiem,
maltretował swojego syna, m.in. organizując w domu apele, jak w obozie. A ten
syn za zbrodnie, których później dokonał, został powieszony. Za wojnę koszty
psychiczne płacą całe generacje.
MPK: Postaci,
które obserwujemy w spektaklu, wydają się wracać z tamtego świata. Czy to, czym
jest wojna, ma dla nas charakter moralizatorski?
WH: To znaczy… nie rozumiem, co pani ma na myśli,
mówiąc „z tamtego świata”. To znaczy, że z zaświatów?
MPK: Tak, dla
mnie były to jakby dusze, które się budzą, albo nie do końca zmarli…
WH: Może coś w tym jest… Gdzieś ten duch boga wojny
się unosi między nami. On się materializuje w kimś bądź w czymś. Trochę tak jak
w baroku. Może rzeczywiście jakieś strzępy postaci z tamtego świata przyszły do
naszego spektaklu.
MPK: W czasach
pokoju tworzenie spektaklu o wojnie jest takie bardzo bezpieczne, patrzymy z
komfortowego dystansu na to, co się dzieje podczas wojny. Co pan widzi w tym
spektaklu, pamiętając o tym, co się dzieje zaraz obok, w Ukrainie?
WH: Premiera „Posiewu boga wojny” odbyła się w
grudniu, początek agresji rosyjskiej dwa miesiące później, pod koniec lutego.
Kiedy zagraliśmy spektakl w marcu
widzowie mówili: „Jakim cudem wymyśliłeś coś tak aktualnego?” Mówiłem: „Nic nie
musiałem wymyślać, coś takiego od dłuższego czasu wisiało w powietrzu”. Od
dwóch lat, nawet wcześniej: strach przed
Covidem, przedtem zamachy terrorystyczne w zachodniej Europie, głównie we
Francji w Niemczech, i to prawie codziennie. Jeszcze przedtem Krym, Donbas,
Syria, Irak, Etiopia, ISIS i Al-Kaida... Pętla strachu (podsycanego przez
niektórych przedstawicieli władzy i część mediów, którzy mówili wprost: „powinniśmy
się bać”) zaciska się, potem luzuje, potem znów zaciska, potem znów luzuje... I
to cały czas trwało, trwa i pozostawia posiew boga wojny, który – obawiam się –
zatruje następne pokolenia.
MPK: Bardzo
dziękuję za rozmowę.
Maria Piękoś-Konopnicka
Dziennik Teatralny, Kraków