Zaraz po wyjściu z podziemnego przejścia przy Dworcu Głównym
w Krakowie przechodnie wchodzą w światło
bramki złożonej z trzech nadmuchanych rur. Na górze napis: "Już tyle a
tyle osób przeszło na stronę Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Krakowie", a
nad napisem stosowny licznik. Rura i całe oprzyrządowanie kosztowała 23 tysięcy
złotych - oczywiście z kasy miasta Krakowa. Jak przejdziesz, bracie, pod bramką - znaczy to, że jesteś zwolennikiem
organizacji igrzysk olimpijskich. Taka jajcarska konsultacja społeczna. Bramka zajmuje ona praktycznie całą szerokość alei,
a większość śpieszących przechodniów w ogóle jej nie zauważa i przechodzi ot
tak sobie. Można przejść obok bardzo wąskim przejściem - co znaczy, że jesteś,
kolego, wrogiem i warchołem - a jeszcze drogę zastępuje ci ochroniarz. Przy
bramce jest guzik, przy którym - jak w radzieckim komputerze - siedzi niewiasta
i jak kto przejdzie, ona ten guzik naciska, a wyświetlana na górze liczba
rośnie. Siedzi - albo i nie siedzi: byłem rano, w miarę znośna pogoda i nikt na
guzik nie naciskał, a po południu, w strugach ulewnego deszczu niewiasta
naciskała jak najbardziej.
PS. Po kilku dniach od napisania tego tekstu zdarzyła się pointa: zwiał wiatr i poszarpał rurę, popadał deszcz i pomoczył rurę - więc ją rozebrali.
PS. Po kilku dniach od napisania tego tekstu zdarzyła się pointa: zwiał wiatr i poszarpał rurę, popadał deszcz i pomoczył rurę - więc ją rozebrali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz