sobota, 4 stycznia 2014

CZASU FIGLIKI ALBO ŻYWOT CZŁOWIEKA POCZCIWEGO




Czasie, tempusie, morderco ty rozpustny! Lecz pogodzić się z Tobą mi potrza. Cóż, zbliżająca się nieuchronnie siedemdziesiątka (to przecie już za piętnaście lat, które jak z bicza trzasną przeminą) wymusza spokojne zmiany trybu życia i tego, do czegom przywykł. A zwykłem dobrze i bogato śniadać. Więc jako pierwsze miasto - jak niegdyś - golonki z chrzanem, jem tylko schabowego z kapustą. Dawnymi czasy do tego dochodziło pół litra gorzałki fikuśnej, ale teraz muszę zadowolić się jeno czterema piwami. Pierwsze pół litra zaczynam dopiero w południe (jako napitego do śniadania wtórego czyli mięty obgryzanej prosto z doniczek wraz z dodatkiem fikusa i geranium). Poczem z wnukami pod lipą usiąść, liści natrząść i kory poobgryzać.  Ograniczyłem palenie - zamiast pięciu paczek fajek tylko trzy. Owsiankę na mleku wylewam z balkonu na sąsiadów karmiących gołębie. Wieczerzam najlżej i najskromniej - kontentując  się jedynie prosięciem z jabłkiem w pysku. Na podkurek półgęski i filet z sandacza na postumencie zdobionym przepiórkami. W nocy obudzić się - i bigosu miskę dobrą podjeść. Sobie wtórnemu w mordę dać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz