Czasie, tempusie, morderco ty rozpustny! Lecz pogodzić się z
Tobą mi potrza. Cóż, zbliżająca się nieuchronnie
siedemdziesiątka (to przecie już za piętnaście lat, które jak z bicza trzasną
przeminą) wymusza spokojne zmiany trybu życia i tego, do czegom przywykł. A
zwykłem dobrze i bogato śniadać. Więc jako pierwsze miasto - jak niegdyś -
golonki z chrzanem, jem tylko schabowego z
kapustą. Dawnymi czasy do tego dochodziło pół litra gorzałki fikuśnej, ale
teraz muszę zadowolić się jeno czterema piwami. Pierwsze pół litra zaczynam
dopiero w południe (jako napitego do śniadania wtórego czyli mięty obgryzanej
prosto z doniczek wraz z dodatkiem fikusa i geranium). Poczem z wnukami pod
lipą usiąść, liści natrząść i kory poobgryzać. Ograniczyłem palenie - zamiast pięciu paczek
fajek tylko trzy. Owsiankę na mleku wylewam z balkonu na sąsiadów karmiących
gołębie. Wieczerzam najlżej i najskromniej - kontentując się jedynie prosięciem z jabłkiem w pysku. Na
podkurek półgęski i filet z sandacza na postumencie zdobionym przepiórkami. W
nocy obudzić się - i bigosu miskę dobrą podjeść. Sobie wtórnemu w mordę dać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz