W lipcu 2012 graliśmy "Panopticum wyobraźni" według "Rękopisu znalezionego w Saragossie" Jana Potockiego w dawnej posiadłości Fredrów w Beńkowej Wiszni k/Rudek. To dzisiaj Ukraina. Gramy, gramy zaludniając przestrzeń dworku i położonego przy nim parku postaciami z wyobraźni Potockiego: Wisielcami, Cyganami, Geometrami, Kabalistami, Orlandynami etc., aż tu zjawia się miejscowy Kit. Czyli Kot: dwa metry wzrostu, rubacha w wyszywankę i trzy dni picia w oczach. Widzi i krzyczy, że to profanacja, że on w dzień św. Jura na takie rzeczy nie pozwoli, szarpie aktorów. Szczególnie przyczepił się do jednego z nich, gdyż Kit - Kot stwierdził, że jest diabłem i chciał, żeby ten zdjął buty i pokazał, czy nie ma - zamiast stopy - kopyta. W końcu miejscowi organizatorzy, którzy wiedzieli kto zacz, bardzo szybko zaczęli zabierać się za usuwanie Kita, na co ten krzyknął, że on idzie, ale jeszcze tu wróci i to z kałachem i zrobi z nami porządek. Dość szybko skończyliśmy spektakl i błyskawicznie - ale zachowawszy życie - umknęliśmy z Beńkowej Wiszni.
Jeszcze jedna historia o przerywaniu spektakli przez widzów - tym razem
nie dotyczy ona Mumerusa, gdyż wydarzyła się w Teatrze im. Siemaszkowej w
Rzeszowie
(opowieść tę zawdzięczam aktorce, która brała udział w opisywanym
przedstawieniu). Otóż teatr ten, pod koniec lat sześćdziesiątych
postanowił
wystawić adaptację "Pamiętników chłopów", których akcja działa się za
Polski międzywojennej, a jedną ze jej scenerii była pobliska wieść
Świlcza. Co
więcej - mieszkańców owej wsi, pod wodzą sołtysa, Teatr im. Wandy
Siemaszkowej
zaprosił na premierę. No to oni poubierali się elegancko teatru w
nylony,
non-irony, bistory i ortaliony, damy spryskały się "Panią Walewską",
a panowie pokropili dyskretnie "Przemysławką", wsiedli w swoje
Syreny, Wartburgi i Skody i pojechali do wojewódzkiego miasta Rzeszowa.
Idą do
teatru, oglądają spektakl - a tu realizm pełen: aktorzy pracowicie
odgrywają
jak to mieszkańcy wsi Świlcza dzielili zapałkę na czworo, na przednówku
jedli
lebiodę, zupę gotowali w niemytych garnkach, żeby im się sól, która na
ściankach osiadła, nie zmarnowała, i prawie że nie wywozili starców do
lasu na
domarcie. A wszystko jeszcze z podaniem prawdziwych imion i nazwisk
uczestników
tych przedwojennych zdarzeń - trzeba dodać, że synowie i wnukowie tych
uczestników siedzieli nam widowni i miny im coraz bardziej rzedły. A
wszyscy
spoglądali na sołtysa, który w pewnym momencie zniesmaczony wstał,
rzucił
aktorom mięsiste "A ch.j wam w d.pę" i wyszedł. A za nim cała Świlcza.
Zdjęcia pochodzą z prezentacji spektaklu "Panopticum wyobraźni" w posiadłości Fredrów Beńkowej Wiszni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz