Kiedy będziecie jechać z Przemyśla do Lwowa warto zboczyć
trochę i zatrzymać się w Rudkach, aby zobaczyć kościół. Trzeba zapukać na
plebanię - życzliwy ksiądz na pewno otworzy kościół i po nim oprowadzi.
Kościół w Rudkach Fredrowskich zamieniony był za czasów
Związku Sowieckiego na magazyn artykułów spożywczych i aptekę leków
weterynaryjnych. Zbudowany w XVII wieku, w miejscu dawnego XIII-wiecznego
kościoła drewnianego, z czasem przerobionego na świątynię kalwińską. Początkiem
XVII wieku do kościoła przewieziono ikonę Matki Boskiej, pochodzącą ze spalonej
przez Tatarów cerkwi prawosławnej w Zeleźnicy na Podolu. Pieśń o matce Boskiej
Rudeckiej, zwanej "Fortecą mocną Lwowskiej ziemi" głosi, iż:
"Wprzód w Żeleśnicy Łask dałaś pobudki,
Teraz codziennie cuda głoszą Rudki.
Byłaś pośrodku ognia w tym obrazie
Jednak najmniejszej nie podległaś skazie.
Bo znaleziono w spalonym kościele
Obraz Twój cały w tlejącym kościele
Gdy brał Tatarzyn polaków w okowy
Tyś ranę wzięła od końskiej podkowy
Ranę na Twarzy Najświętszej szeroko
Ktura pod prawej przeciąga się oko."
(Pisownia oryginalna wedle ulotki znalezionej w kościele w
2012 roku).
Poza - zapisaną w pieśni legendą o znalezieniu całego obrazu
w spalonej cerkwi i pochodzeniu znamienia pod okiem Matki Boskiej - istnieje
jeszcze legenda o koniach, które ciągnąc wóz z obrazem, zatrzymały się w
Rudkach i nie chciały iść dalej. Gdzie obraz Matki Boskiej Rudeckiej pozostał,
stając się obiektem kultu zarówno katolików, jak i unitów i prawosławnych. Po
II Wojnie Światowej, gdy Rudki stały się częścią Związku Sowieckiego,
potajemnie przewieziono go do kościoła w Przemyślu, skąd został w 1992 roku
skradziony. W kościele w Rudkach wisi jego kopia.
Cały ten kościół wypełniony jest instrumentarium pobożności:
kapiące od złota feretrony, figury na nosidłach, udekorowane kwiatami (bywa że sztucznymi)
święte obrazy, barokowe rzeźby zastygłe w dramatycznym geście. Największe
wrażenie robi różaniec procesyjny, z paciorkami
wielkimi jak kurze jajo - można sobie wyobrazić idącego w procesji spętanego
takim wielokilogramowym różańcem. Albo może niosło go kilka osób?
Jest jeszcze
kazalnica w formie łodzi płynącej po grzbiecie jakiegoś zębatego potwora. Można
by rzec jak wiara wiele od wiernych wymaga, dając w zamian ciężko pracującym ludziom
chwilę piękna zawartego w feretronach, obrazach i figurach. I w postaci potwora pod kazalnicą właściwie
też.
Rudki należały do rodziny Fredrów, w podziemiach kościoła
pochowany jest hrabia Aleksander, którego jedna z wielu posiadłości znajduje się
w położonej nieopodal Beńkowej Wiszni. Pogrzeb, zmarłego we Lwowie, Aleksandra
Fredry odbył się w tym kościele, nocą, przy blasku świec i pochodni.
Zmumifikowane zwłoki przetrwały dziejowe zawieruchy, aż do czasów Związku Sowieckiego,
kiedy pod koniec istnienia tego państwa sarkofagi Fredrów zaczęły być rabowane.
Istnieje opowieść (w różnych wersjach) o palcu Aleksandra hr. Fredry, który
został zerwany i ofiarowany do Wrocławia, gdzie przez pewien czas był przechowywany
w Ossolineum, a następnie próbowano go pochować,
jako część ciała, której należy się pochówek, jak całemu umarłemu (który - bez
palca - spoczywa w rudeckim kościele). Ale do pochówku nie doszło, co z palcem
- nie wiem. Niektórzy twierdzą, że na palcu był pierścień rodowy Fredrów.
Więcej zdjęć: KLIKNIJ TU
Bardzo interesujący post na temat kościoła w Rudkach! Dziękuję!
OdpowiedzUsuńCo do tego różańca z ogromnymi paciorkami... To pamiętam takie różańce niesione na procesjach z okazji Bożego Ciała w mojej rodzinnej Bydgoszczy, w latach 60. i 70. ubiegłego wieku. Oczywiście, niosło je kilka osób. Zdaje się, że były to członkinie kółka Matek Różańcowych czy też podobnego stowarzyszenia.