PICIE NA EMPATIĘ
W latach licealnych miałem przyjaciela, niezwykle
inteligentnego, elokwentnego i oczytanego. Bardzo go lubiłem. Przyjaciel ów był
ewangelikiem i pochodził z rodziny, gdzie zawód i powołanie pastora
przechodziło z pradziada na dziada i z ojca na syna. Tak więc wiadomo było, że
i on zostanie duchownym (co się zresztą spełniło - jest teraz biskupem jednego
z kościołów protestanckich). Ów kolega wypijał codziennie butelkę czerwonego
wina celem przygotowania się do zawodu, którego część to wspólna komunia
pastora z wiernymi. Od czasu do czasu jednak upijał się w trupa, i to najtańszą
wódą lub byle jabolem, nurzał się w przydrożnych rowach i pastwiskowych
gnojówkach, a także tarzał w rynsztokach. Co mnie - przyznam - zgorszyło. Więc
pytam go: "Jak to tak? Jaki ty dajesz przykład, jako przyszły ksiądz,
swoim owieczkom?" Na to on: "A jak ja - jako przyszły ksiądz - mogę
zrozumieć duszę grzesznika, jak nie tarzając się od czasu do czasu w błocie i
gnoju?". W sumie miał chyba rację, a to picie nazwałbym piciem na empatię.
Zamieszczone zdjęcie jest autorstwa Sylwii Domin - Kolor Selektywny i pochodzi ze spektaklu Teatru Mumerus "Tajemnik"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz