Mam sobowtóra, który chodzi po knajpach w Nowej Hucie i każe
wypierdalać właścicielom.
A było to tak: wybrałem się - w miłym towarzystwie - na
niedzielny, popołudniowy spacer po Nowej Hucie Po obejściu kilku parków
zapragnęliśmy samowtór zimnego piwa i w tym celu udaliśmy do najbliższej
restauracji. Usadziwszy miłe towarzystwo
w ogródku, poszedłem do kontuaru celem
złożenia zamówienia i stanąłem oko w oko z właścicielem, który natychmiast
spojrzał na mnie ponuro, ale tak ponuro i z tak głębokim wyrzutem, że mnie dech
zaparło i dopiero po chwili wykrztusiłem: "Dwa piwa poproszę". Na co
właściciel nadal spoglądając spode łba: "A pamięta pan co mi pan wczoraj
powiedział?". Na co ja: "Ależ mnie tu wczoraj nie było! Żona jest,
może zaświadczyć, że siedziałem w domu". Na co właściciel nieco zbity z
tropu: "Panie, taki sam jak pan, siedział tu wczoraj ze cztery godziny"
Ja: "Ale nie mógł być taki sam jak ja, bo ja jestem niepowtarzalny"
Właściciel: "To się tylko tak mówi. A ja wczoraj wieczorem zbieram
krzesła, mówię, że już zamykamy, a on do mnie, żebym wypierdalał. Rozumie pan,
ja mam wypierdalać z własnej knajpy! " Na co ja: "Ale ja byłem w tej
restauracji ostatnio rok temu, a nie wczoraj". Na co on, zmierzywszy mnie
wzrokiem: "Rzeczywiście, był pan rok temu, a nie wczoraj" - i jął
mnie przepraszać. A kiedy już piliśmy to piwo, przyniósł nam talerz frytek z
keczupem: "To gratis od firmy do dziobania i żeby państwo nie mieli do mnie żalu". Po
czym spojrzawszy ma mnie rzekł: "Wczoraj to jednak był pan, ale pięć lat
młodszy".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz