Każdy z nich jest znakiem czasu i
zdradza charakter narodowy.
Pierwszy bilet pochodzi ze Słowacji,
ze stacji kolejowej Komarno. W Czechach są - bądź były - takie same. Wydany z biurokratycznym
pietyzmem, łącznie z wpisaniem jego numeru do grubych ksiąg obrachunkowych.
Zwrócić należy uwagę na pionowy napis "Uschovajte pro kontrolu", która wszędzie, nawet w klozecie, zdarzyć się
może.
Drugi bilet pochodzi z Rosji, z
Sankt Petersburga. Wyraża się w nim hierachiczność i potęga Imperium. Bo jest
to w istocie bilet do oddziału Ministerstwa Finansów Rosyjskiej Federacji,
które kodem OKUD i seryjnym numerem potwierdza ważność tego przybytku, to jest
klozetu.
Trzeci bilet pochodzi z Polski, z
toalety na dworcu kolejowym w Katowicach. Przy czym klozet, ubikacja, wucet czy
jak tam chcecie nosi tu tajemniczą nazwę "2theloo". Przecie my Polacy
gęsi i własnego języka nie mamy, zaklinając najprostsze rzeczy w bełkot
cudzoziemskich znaków - liter i cyfr. Gdyby nie charakterystyczny obrazek, to
znękany podróżny na katowickim dworcu nie miałby szansy, aby ulżyć swoim
potrzebom. A poza tym - to nie żaden bilet,
to talon do krainy obfitości, za który - po oddaniu naturze, co jej należne -
można ze zniżką najeść się, skubnąć francuskiego rogalika i liznąć loda (ale
tylko pierwszą gałkę).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz